Jacek Jakubowski, Warszawa, grudzień 2000 roku
Kiedyś jedną z moich koleżanek (terapeutka-trenerka) mały synek zapytał:
– Mamo, co wy tak naprawdę z tymi ludźmi robicie? Znieruchomiałem zaciekawiony, jak takiemu małemu dziecku wytłumaczy „to coś, co my tym ludziom robimy”.
Warto zaznaczyć, że odbyło się to wszystko na warsztatowo-treningowej konferencji. Spotkań międzyludzkich działo się tam bez liku, a twórczość z głów buchała wielkim strumieniem. Mały był na tym wyjeździe i widział, że coś tu dziwnego się dzieje. Poznałem wtedy definicję jasną i prostą, która towarzyszy mi do dnia dzisiejszego.
Mama odpowiedziała (zaciągając lekko z wileńska):
– Wiesz co synku, my ich próbujemy… uzdatnić do życia… i do miłości.
Wydaje mi się to być najgłębszą istotą różnych psychoedukacyjnych, a także i terapeutycznych poczynań.
Szukając bardziej naukowego słowa, natknąłem się w swoim czasie na często używany termin “aktywizacja”. I chociaż jakiś taki paskudny i nieco technicznie brzmiący, nie znalazłem do tej pory innego. Ważne jest, że bez wielkiego szumu wdarł się on do urzędowo-naukowego języka. Aktywizacja bezrobotnych, młodzieży, środowiska lokalnego, szkoły – to terminy często używane w programach i opisach różnych procesów społecznych.
Ciekawym jest to, że używają ją różne grupy zawodowe. Mówią tak psychologowie, ale też działacze społeczni, reformatorzy, ekonomiści, socjologowie. Pewnie niedokładnie to samo mają na myśli. Jednak intuicje mają bardzo podobne.
Jest jednak w tym pojęciu pułapka. Doświadczyłem jej w rozmowie z Jurkiem Mellibrudą, szefem Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.
– Jaka aktywizacja? – zapytał – Przecież ludzie różnią się poziomem aktywności i nic w tym złego? Geny chcecie zmieniać? Na seminarium poświęconym programom aktywizacyjnym, padły podobne sformułowania. Kojarzyły się one niektórym osobom ze stymulowaniem ludzi do wzmożonego wysiłku, pobudzeniem charakterystycznego dla naszych czasów “wyścigu szczurów”.
Na pewno nie o to chodzi. Być może warto poszukać jakiejś bardziej adekwatnej nazwy. Nie wdając się jednak w semantyczne spory, zastanówmy się, o co chodzi osobom ( i nam samym), kiedy używamy tego pojęcia.Najlepiej zobrazować to można przyglądając się różnym programom społecznym. Bez względu na ich konkretny cel i obszar tematyczny (np. profilaktyka, wychowanie ku demokracji, ekologia itp.) zaobserwować można ciekawe zjawisko. Wprawdzie wszystkie projekty mają założone cele, efekty i czas trwania, to jednak niektóre się … nie kończą. To znaczy projekt się kończy, ale rzeczywistość wykreowana w ramach działań trwa nadal. Mówiąc inaczej istnieją programy, które uruchamiają procesy (indywidualne i społeczne) trwające po ich formalnym zakończeniu. Czasem “rozpraszają” się one i “gasną”, jednak w wielu wypadkach tworzą nowe zwyczaje, instytucje, “trendy”.
Przeskakując na szerszą płaszczyznę, przyjrzyjmy się nie do końca zwerbalizowanym założeniom realizowanych w Polsce reform. Czy zmiany gospodarcze doprowadzić miały do “wolnego rynku”, konkurencyjności, kapitalizmu? Przecież prawdziwym celem było wyzwolenie energii, innowacyjności, chęci działania. A także stworzenie sytuacji, w której bierze się odpowiedzialność za to, co się robi. Nie chodzi tutaj o to, czy to jest dobra, jedyna droga. Chcę tylko zaznaczyć, że intencją była … “aktywizacja” społeczeństwa.A reformy administracyjne? Czy celem jest zmiana jednego sposobu zarządzania na inny? Nie byłoby sensu angażować się w tak wielki wysiłek, gdyby nie stało za tym przekonanie, że samorząd lokalny spowoduje większe zaangażowanie ludzi, a przez to racjonalniejsze decyzje. Czyli – znowu aktywizacja! Podobnie z reformą oświaty, służby zdrowia, opieki społecznej. Podobne intencje przyświecają osobom, które chcą rozwinąć tzw. III sektor (organizacje pozarządowe, stowarzyszenia).
Być może dotykamy tutaj czegoś ważnego, wręcz centralnego dla naszych czasów. Osobista aktywność, czuli poszukiwanie, rozwój, podmiotowy stosunek do świata stają się powoli warunkiem przetrwania. Stają się wymogiem zwykłej codzienności, a nie wymyślną fanaberią intelektualnych elit.
W “Szoku przyszłości” Alvin Toffler już 30 lat temu pisał, że większość ludzi potrzebuje pomocy, by się adaptować do coraz szybciej przeobrażającego się świata. Przepowiadał, że jeżeli nie zostanie stworzony specjalny system wsparcia, coraz więcej będzie osób zdezorientowanych, sfrustrowanych, bezradnych, podejmujących pod wpływem „stresu przyszłości” nieracjonalne decyzje życiowe, inwestycyjne, polityczne.
Żyjemy w zmianie. Uświadomienie sobie tego faktu ma duże konsekwencje dla wszelkich programów społecznych.W Polsce ta zmiana ma specyficzny swój wyraz. Wiele osób sądzi, że tylko dostosowujemy się do świata (po latach stagnacji, “tkwienia w miejscu”).W dyskusji nad jednym z programów profilaktycznych, ktoś zarzucił autorom – „Konstruujecie program w taki sposób, jakby ciągle coś miało się zmieniać. Jesteśmy przecież w okresie transformacji – później wszystko nabierze właściwego rytmu”.W odpowiedzi usłyszał zacytowane słowa jednego z biznesowych doradców inwestycyjnych z Anglii.”Transformacja! Tak wiem. To jest taki okres czasu między jedną transformacją a drugą transformacją.” Dostosowujemy się do świata, w którym rzeczywistość technologiczna, społeczna, gospodarcza, obyczajowa zmienia się bardzo szybko. W którym normą, codziennością staje się stawanie przed ciągle nowymi wyzwaniami.Rozwój przestaje powoli oznaczać osiąganie znanych z tradycji, zdefiniowanych etapów. Nie wiemy, jakie warunki, okoliczności, nowe sytuacje spotkają nas już za rok. Upraszczając można powiedzieć, że do niedawna (XIX w.) życie człowieka polegało na „stąpaniu po twardej ziemi”. Pomijając katastrofy i wojny, człowiek wiedział, jak będzie żył za dziesięć lat – co może osiągnąć, kim może być.W chwili obecnej życie przypomina „stąpanie po ruchomych piaskach”. Tylko ruch, aktywność może uratować przed utonięciem. Można chaotycznie się miotać, ale można też świadomie sterować własną aktywnością – stawiać sobie cele, strukturalizować “po swojemu” kawałek rzeczywistości. Zauważmy, że coraz więcej obszarów działalności człowieka ma charakter „projektu”, czyli pewnego ciągu działań z wyraźnie dookreślonym czasem trwania, precyzyjnymi celami, sposobami ewaluacji. Nowoczesne instytucje stają się w pewnym sensie ramami wielu projektów, a nie sztywnymi, stałymi strukturami. Tak jest z działaniami społecznymi, biznesem, polityką. Kreatywność, twórczość, a z drugiej strony planowanie, intelektualne dopracowywanie celów i procedur przestaje być cechą potrzebną nielicznym. Gospodyni domowa, właściciel małego sklepiku, naukowiec, polityk i manager wielkiej firmy coraz więcej muszą stwarzać, kreować, decydować. Podstawową umiejętnością potrzebną do przeżycia jest elastyczność, umiejętność reagowania na nowe fakty, otwartość na nowe informacje.
Ludzie oceniają taką rzeczywistość bardzo różnie. Część sądzi nawet, że tak wygląda “początek końca świata”. Istota ludzka, pozbawiona w końcu wszystkich pewników, drogowskazów, tradycji, pogubi się totalnie i zniszczy siebie (a przy okazji całą planetę). Inni uważają, że jest, jak jest i trzeba się do tego przystosować.
Są też tacy, którzy oprócz ewidentnych zagrożeń, widzą też w tym wielką szansę. Jak mogłaby wyglądać ludzkość, w której jednostki “przymuszone” tą specyficzną społeczną ewolucją “musiałyby” rozwijać w sobie takie cechy, jak komunikatywność, otwartość na innych, kreatywność… Niezależnie od pesymistycznego, czy optymistycznego widzenia przyszłości jedno wydaje się pewne – w obecnych, a także nadchodzących czasach postawa aktywna, czyli zdolność do podmiotowego i adekwatnego reagowania na rzeczywistość wydaje się być warunkiem zdrowia psychicznego, a może nawet przetrwania. Ma to ważkie konsekwencje dla różnych dziedzin ludzkiej działalności.
Profilaktyka. Może uzależnienia są ludzką chorą odpowiedzią na tempo zmian. Może są infantylną i niszczącą próbą znalezienia czegoś stałego. Tracąc tradycyjne sposoby, a nie umiejąc znaleźć nowych przerażeni ludzie fundują sobie prosty, jednowymiarowy świat.
Edukacja. Co warte jest uczenie informacji w świecie, w którym co minuta odkrywa się nowe rzeczy, przewraca istniejące teorie. A dodatkowo w każdej chwili można dowiedzieć się np. z internetu wszystkiego. Trzeba wiedzieć, czego się chce dowiedzieć. I co z tym zrobić. Jak to zastosować. Zauważmy, że nie są to już prekursorskie teorie wybitnych pedagogów. To są już tak oczywiste tezy, że stały się założeniami reformy całego systemu.
Dziedziny można mnożyć. Rozwiązywanie problemów społecznych, gospodarka, zarządzanie, budowanie społeczności lokalnej, wielka i mała polityka… Wynikałoby z tego, że procedury pobudzania energii społecznej, motywacji do działania, osobistego zaangażowania są ważnym, podstawowym warunkiem jakiejkolwiek rzeczywistej zmiany. Pracować nad nimi trzeba w interdyscyplinarnych zespołach, łączyć wiedzę psychologiczną, socjologiczną, prawną, metody z zakresu organizacji i zarządzania i wiele innych. Aktywizacja jawi się w tym kontekście jako uruchamianie procesu rozwoju indywidualnego, grupowego i społecznego.